Dzisiaj mija dokładnie 27 lat od wybuchu reaktora nr 4 w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Była to jedna z najgorszych awarii instalacji nuklearnych jakie miały miejsce od czasów kiedy ludzkość zaczęła wykorzystywać energię jądrową do celów praktycznych. Praktycznie do dnia dzisiejszego nie jest znana liczba bezpośrednich ofiar promieniowania i jego wtórnego oddziaływania. Wiadomo jednak, że olbrzymia liczba likwidatorów biorących udział w akcji gaszenia reaktora 4 po wybuchu już nie żyje. Pracowali oni na dachu płonącego reaktora próbując nie dopuścić do eskalacji awarii. Dawki promieniowania jakie przyjęli przekraczały 40-600mR/h co przekracza normę 2000-30000 razy. Można powiedzieć, że zostali wręcz usmażeni przez promieniowanie jonizujące.
 |
Likwidatorzy na dachu reaktora 4 ręcznie sprzątający tlące się resztki grafitu z wnętrza reaktora. |
Pierwszą jednostką straży jaka przybyła na miejsce była brygada strażacka z pobliskiego Czarnobyla.
" Wkrótce po wybuchu na miejsce przybyła straż pożarna. Pierwsza stawiła się brygada pod komendą porucznika Władimira Prawika, który zmarł 11 maja 1986 w wyniku choroby popromiennej.
Strażacy nie zostali poinformowani o niebezpieczeństwie kontaktu z
radioaktywnym dymem i odpadami, a możliwe jest też, że w ogóle nie
zdawali sobie sprawy, że wypadek to coś więcej niż zwykły pożar
instalacji elektrycznych. "Nie wiedzieliśmy, że to reaktor. Nikt nam
tego nie powiedział".
Grigorij Khmel, kierowca jednego z wozów pożarniczych, relacjonuje później:
Przyjechaliśmy za 10 czy 15 druga w nocy... Widzieliśmy porozrzucany
wokoło grafit. "Co to jest grafit?" – zapytał Misza. Kopnąłem leżący na
drodze kawałek, ale jeden ze strażaków podniósł go. "Jest gorący" –
powiedział. Kawałki grafitu były różnych rozmiarów. Jedne wielkie, inne
tak małe, że dało się je podnieść...
O promieniowaniu nie wiedzieliśmy prawie nic. Nawet ci, co pracowali tu
wcześniej, nie mieli pojęcia. W pojazdach nie było wody, więc Misza
napełnił zbiorniki i wycelowaliśmy strumień w górę. Potem ci chłopcy,
którzy niedługo potem umarli, poszli na dach – Waszczyk Kolia, Wołodia
Prawik i inni... Wspięli się po drabinie... i nie widziałem ich więcej." " (Wikipedia).
Wybierając się zatem do zony musimy pamiętać, że jest to miejsce nie ze świata STALKER czy Call of Duty, ale przede wysztkim miejsce olbrzymiej tragedii i będąc tam warto tam na chwilę przystanąć i pomyśleć o tych o których mowa na pomniku strażaków w Czarnobylu. Czyli o tych "co ratowali świat" i zapłacili za to cenę najwyższą.
 |
Pomnik strażaków w Czarnobylu. Fundatorami pomnika są strażacy pełniący służbę w brygadzie, która pierwsza była na miejscu po awarii. Poświęcili część swoich pensji aby uhonorować poległych kolegów.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz